Zabić kotka za pomocą młot... kamery!

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Jeśli ktoś ma zamiar zaaplikować sobie horror, żeby się pobać albo żeby się obudzić - to nie tędy droga. Ten horror jest zaskakująco niestraszny, mało tego, można na nim zasnąć jak na dobrym psychokinie.

Mamy tu dwójkę bardzo ciekawych bohaterów. Jednym z nich jest egzorcysta, który od dziecka robi oszałamiającą karierę jako głoszący-słowo-boże, dziedzicząc to zajęcie po tatusiu. Wielebny przeżywa kryzys wiary (któremu reżyser nie poświęca zbyt dużo czasu) i od dawna już nie odprawia "prawdziwych" egzorcyzmów, tylko... oszukuje. Bawi się w sznureczki, wybuchy, demoniczne wycia, zupełnie jak magik. I na przekór powiedzeniu, że jeśli ktoś wierzy w Boga, musi też wierzyć w Diabła - już dawno nie wierzy ani w jednego, ani w drugiego.

Pewnego razu zostaje wezwany na farmę w Louisianie przez zdesperowanego ojca, który uważa, że jego 16-letnią córkę nawiedził demon. Nell, bo tak nazywa się dziewczyna, jest tą drugą interesującą postacią. W chwilach, kiedy demon daje jej spokój, jest idealną córką, spokojną, gorliwą wierną, niewinną dziewicą, pokorną małolatą robiącą wyklejanki. Nie ma kontaktu z rówieśnikami, bo ojciec zabrał ją ze szkoły. Kilka lat wcześniej straciła matkę.

Za to kiedy wstępuje w nią Demon, dziewczyna jest nie do opanowania. Widzimy prześliczną scenkę, jak niewinne dziecko tłucze kamerą kotka. Krwi trochę się w tym filmie poleje... ale tak w sam raz, nie za dużo. Ot, żeby wiedzieć, że to horror, bo przez większość filmu wygląda to na całkiem przyzwoite psychokino.

Całość widzimy przez kamerę z ręki. "Ostatni egzorcyzm" jest bowiem paradokumentem - wielebny znużony oszustwami postanawia odsłonić prawdę i pokazać światu, jak to działa, przez cały czas towarzyszą mu więc reżyserka dokumentu i filmowiec (filmowca nigdy nie widzimy). Film w filmie to dobry pomysł, chociaż już nie pierwszej świeżości.

Nell to trudna rola. Skrajność mimiki, emocji jest ogromna, a ona musi balansować między jedną a drugą krawędzią. W dodatku czynnik paranormalny tak naprawdę pojawia się dopiero na samym końcu, a przez większość filmu widz trzymany jest w niepewności, co tak naprawdę dolega Nell. Widz nie wie więcej niż wielebny. I tak naprawdę tę końcówkę można by sobie darować. Gdyby reżyser zdecydował się zostawić tylko część czysto psychologiczną, bez ostatniej sceny, byłoby to dobre kino. Dopisanie paranormalności w tym filmie akurat średnio pasuje i obniża ocenę.

Ale Nell jest świetna! :-)

Zwiastun: